Wczoraj, 1 marca nieco miesiąc po uchwaleniu weszła w życie niesławna nowelizacja ustawy o IPN. Chcący bądź niechcący, politycy z Wiejskiej wywołali swoją decyzją szereg emocji i skrajnych reakcji. Zgodnie z teoriami psychologii tłumu postawy społeczne zradykalizowały się a chwilowy posłuch znalazły bezkompromisowe jednostki. Objawili się też cynicy skłonni wykorzystać każdą okazję do promocji własnej osoby.
Zwolennicy nowelizacji oraz jej autorzy powoływali się na potrzebę ochrony dobrego imienia Polski i Polaków. Pojęcie ochrony dobrego imienia i związana z nim idea wolności jakie przysługują każdemu człowiekowi z samego faktu bycia istotą ludzką z samego faktu urodzenia sformułowane zostały niemal 70 lat temu w Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka. Deklaracja jest wzorem dla konstytucji i prawodawstwa wielu państw i przez te 70 lat wywarła nieodwracalny wpływ nie tylko na procesy tworzenia prawa ale i postrzegania roli prawa w życiu jednostek i społeczności.
Zapyta ktoś: po co ty o tym piszesz? Przecież w uzasadnieniu Parlament wskazał, że chodzi o ochronę godności Rzeczypospolitej Polskiej i Polaków.
Piszę o tym dlatego, ze wraz z Deklaracją do prawa międzynarodowego wprowadzona została zasada uniwersalizmu praw człowieka. Zasada ta mówi, że prawa każdego człowieka zasługują na taki sam szacunek i ochronę, że w stosowaniu Deklaracji nie ma miejsca na relatywizm. Prawo tworzone w poszanowaniu dla praw człowieka, w duchu Deklaracji powinno być symetryczne, odzwierciedlać znaną z wielu systemów religijnych i filozoficznych zasadę: nie czyń drugiemu co Tobie niemiłe. To swoista zasada rewanżu: jeżeli oczekujemy poszanowania naszej godności – musimy szanować cudzą godność. Kwestionowanie uniwersalizmu praw człowieka prowadzi do uznania, że odrębność kultury i tradycji daje prawo do nadużyć a w skrajnych sytuacjach – do zbrodni.
Tego wzajemnego szacunku zabrakło w ostatnich tygodniach.
Obrońcy „prawa do godności” po wielokroć bezpardonowo deptali takie samo prawo swoich oponentów. Przeciwnicy przypisywania całemu narodowi odpowiedzialności za zbrodnie popełniane przez jednostki sami z rzadka jedynie potrafili oprzeć się pokusie uogólnienia i stereotypizacji. W skrajnych przypadkach uogólnienia i subiektywne interpretacje zostały zastąpione pospolitymi kłamstwami – wszystko co tylko możliwe, by oczernić i skrzywdzić słowem drugiego człowieka – oczywiście w obronie Wartości i pod egidą Adasia Miauczyńskiego.